Na warszawskim
Ursynowie panuje psia wirusówka, epidemia. Większość naszych psi
znajomych kaszle kicha, prycha, mało który biega teraz wolno po zielonej
osiedlowej polanie. Felek najwyraźniej zadomowił się już na dobre, bo w
geście solidarności z psimi kumplami zaczął wczoraj kichać. Wieczorem
przyszedł kaszel i charczenie. Rano kaszel, charczenie, woda z nosa i
wymioty. Poranny spacer zakończyliśmy wizytą u weterynarza.
"O nie! Felek
też? kolejny pies..." zmartwiła się nasza pani doktor. Powiększone
węzły chłonne, zaczerwienione gardło, temperatura. Na szczęście tchawica
i płuca jeszcze czyste. Zastrzyk przeciwzapalny, antybiotyk, tabletki
na odporność, witamina C i do domu na ciepłe posłanko. Na szczęście
infekcja nie zdążyła się rozwinąć na dobre. Aby do tego nie doszło
musiał zostać włączony antybiotyk. Bakteryjne powikłania przy chorobach
wirusowych są częste i nie było sensu na nie czekać. Nie jestem fanem
antybiotyków i w przypadku choroby zawsze rozważam najpierw terapię
polegającą na solidnym, naturalnym wzmocnieniu odporności. Jednak ważny
jest przede wszystkim zdrowy rozsądek, analiza innych przypadków
zachorowań, ocena ryzyka. Czasem trzeba po prostu wybrać mniejsze zło, w
tym wypadku podanie antybiotyku. Felek zabezpieczony. Odpoczywa i wraca
do zdrowia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz