poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Nie taki antybiotyk straszny jak go malują

Na warszawskim Ursynowie panuje psia wirusówka, epidemia. Większość naszych psi znajomych kaszle kicha, prycha, mało który biega teraz wolno po zielonej osiedlowej polanie. Felek najwyraźniej zadomowił się już na dobre, bo w geście solidarności z psimi kumplami zaczął wczoraj kichać. Wieczorem przyszedł kaszel i charczenie. Rano kaszel, charczenie, woda z nosa i wymioty. Poranny spacer zakończyliśmy wizytą u weterynarza.
"O nie! Felek też? kolejny pies..." zmartwiła się nasza pani doktor. Powiększone węzły chłonne, zaczerwienione gardło, temperatura. Na szczęście tchawica i płuca jeszcze czyste. Zastrzyk przeciwzapalny, antybiotyk, tabletki na odporność, witamina C i do domu na ciepłe posłanko. Na szczęście infekcja nie zdążyła się rozwinąć na dobre. Aby do tego nie doszło musiał zostać włączony antybiotyk. Bakteryjne powikłania przy chorobach wirusowych są częste i nie było sensu na nie czekać. Nie jestem fanem antybiotyków i w przypadku choroby zawsze rozważam najpierw terapię polegającą na solidnym, naturalnym wzmocnieniu odporności. Jednak ważny jest przede wszystkim zdrowy rozsądek, analiza innych przypadków zachorowań, ocena ryzyka. Czasem trzeba po prostu wybrać mniejsze zło, w tym wypadku podanie antybiotyku. Felek zabezpieczony. Odpoczywa i wraca do zdrowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz